Sunday, January 1, 2023

"Kapelusz Buntownika" - polskie wiersze, 2009/2010.

Spokój

Cenię spokój… wypluwam kawałki zębów
resztki połamanego winylu
rozprawiam się z bestią
na kuchennym krześle
stroję banjo i uśmiecham się do zdjęcia
Amerykańskiej Poetki
robię kawę – śmierdzi benzyną, miasto
wtłacza się w żyły, pompka-pająk
rozbłyska zimnym elektrycznym światłem
kładąc cień na twarzy za oknem
gigantyczne oko zbiera dowody
szaleństwa – przeszukuje kartoteki
oddziały zamknięte
sterty pożółkłych notatników
cenię spokój… liczę kropli krwi
na meblościance

Emerytowany kurz

Nieznane flotylle wśród czarnej pszenicy
szerokoskrzydłe cygarniczki uśmiechu
teksańskie, nieśmiertelne panny, lśniące w kotarach handlu
stary statek, ponury towarzysz
obciążających myśli… rozbija powoli towarzystwo
groźnym wyrazem spadochronów
na wariackim powietrzu
ciała Indonezji skąpane w atramencie
policyjna rzeźba, tłumy w marmurze
odchodzą – emerytowany kurz

Cegła

Dobijam trumnę kolejnym papierosem
dokarmiam gołębie flakami duszy
śpię pod łuską skruszonej cegły, dobieram
kolory świtu, wydycham spaliny, wciągam brzuch
liczę na ostatni, trafny manewr – skalpelem mierzę
miasto, modlę się u stóp kamiennego Buddy
wliczonego w napiwek, skruszonego milczeniem
jak cegła, czytam kolejną książkę, kupuję kolejną
składankę Lennona, zadowalam się tanią bibułką
zawinę w nią nuty, odarte z bezdroży, pięknie
wypolerowane ciszą, prorocy nie muszą już
pisać po murach, nie muszą niewinni stawać
przed ogniem karabinów, rozprawiać o zmierzchu
z cichymi damami, szkolonymi w zasadach poezji
kuriozach dobrego smaku… nie muszą już nic,
nie musi już nikt…

Kapelusz buntownika

Fragment kapelusza kobiety
przetrawia zdawkowo pył
i cegły
wypluwa
słomkowy świt
spija powoli całuny gwiazd
z warg sromowych
nieba
zbierając miasto
we fragment pomnika
wschodnio-berlińskiego
getta
karmiąc szczury
choinką
śpiewa Dean Reed
i wszystko w porządku
po tej stronie
buntu

Tacos

Jest druga
wypaliłem już wszystkie skręty
ślad nie został po koktajlowym zespole
w głośnikach wciąż pada deszcz
i kojot drży na wietrze
zupełnie jak w japońskiej
powieści
jemy winogrona, tańczymy w piasku
piszemy papierowe listy
i nic nie jest japońskie
winyl trzeszczy, to prawie jak
kominek
i wino się nigdy nie kończy
zaśpiewamy jeszcze kilka niemieckich piosenek
zadzwonię do wydawcy
zerżnę cię dwa razy
zapalę papierosa
a potem pójdziemy na tacos

Graal

Jezus Chrystus urodził się w Lancaster, New Hampshire
z 33-letniego ojca
w drewnianej chacie bez wody i prądu
która nocą zapadała
w absolutną ciszę
była to sceneria
odpowiednia dla Mesjasza
matka zmieniła mu imię,
ale on i tak pozostał
małoletnim transwestytą
handlował prochami,
kradł
i włamywał się do porządnych
białych domów
grając na perkusji
“Jezusa w Nowym Jorku”
wkrótce nadeszli
teksańscy naziści
i narodziła się
córka
Graal pełen country
seksu
i Jima Beama
o którym nigdy
mieliśmy już
nie usłyszeć

No comments:

Post a Comment