Featured Post

People C’mon, Wherever You May Roam

C’mon people, people c’mon Walk with me together Into things unknown Into tribal sunrise hanging high above Valleys of your wisdom Mountains...

Wednesday, July 31, 2024

Przewaga undergroundu nad szołbiznesem.

Szołbiznes, jak powiedział ktoś kiedyś, to domena złych ludzi. Są oczywiście wyjątki. Jeszcze gorsi ludzie.

Kiedy obserwuję poziom polskiego dziennikarstwa muzycznego, tematykę artykułów (nowa fryzura pana X, nowe bikini panny Y), i ogólną pustotę umysłową, zastanawiam się, czy jest ona narzucana społeczeństwu, czy społeczeństwo faktycznie (i bardzo niestety) chce takich idoli i takich informacji?

A mogło być inaczej. Hipisi trochę spieprzyli sprawę.

Kiedyś artyści undergroundowi typu Hawkwind czy Amon Duul II mieli umowy z dużymi, dobrymi wytwórniami, i byli godziwie wynagradzani za swoją pracę (Liberty, United Artists). Tantiemy, koncerty (dobrze płatne) w dobrych salach etc...

Co się stało? Nie wiem, ale umowy pokończyły się i pojawiły się nowe - nie wnikam, nie moja praca, nie moje pieniądze.

Boli jednak obserwacja tego, co stało się z polskim undergroundem, abstrahując już od brytyjskich i niemieckich wzorców.

Bo, moi drodzy, tutaj już nie ma nic.

Albo siermiężny punk, albo siarczysty metal, albo akademickie pierdzenie w żarówko-syntezator, albo hobbyiści tacy jak ja (z tym, że ja akurat miałem szczęście wydać kilka winyli, CD, i kaset).

Wszystko to dla max 100 osób, płatne zwykle 300PLN, że aż człowiekowi nie chce się gitary pakować i robić z siebie bałwana.

Po co? Bo ja na przykład wierzę w underground, z niego wyrosłem, jako 15-letni szczeniak zaczytywałem się w Aural Innovations, i wreszcie w 2014 i ten kultowy magazyn zrobił ze mną wywiad i napisał recenzje moich płyt. Warto.

Po co? Bo tu nie chodzi o fryzury, bikini, i Eurowizję (choć raz na Eurowizji był Telex - szacun!).
Chodzi o sztukę. Obrazy, wiersze, ludzi, wywiady, spotkania, kawy, papierosy, zaplecza, kluby... to wszystko jeszcze ma urok.

Po co? Bo szołbiznes jest dla marionetek. Jedna przychodzi na sezon, góra dwa, potem wskakuje inna, a za sznurki pociąga ten sam producent, który pewnie za chuja nie wie, kto to Maurizio Bianchi, i może nawet lepiej bo jeszcze zrobiłby modny "beat" oparty o obrazki z Auschwitz, i wszystko byłoby mu jedno.

1998 rok to bardzo dawno temu, wtedy miałem 13 lat i swoich idoli. Teraz jestem starszy od większości z nich (bo np. Kurt Cobain jest martwy od 1994). Co pozostało? Przede wszystkim moje wiersze, teksty, kompozycje, improwizacje, setki godzin nagrań i satysfakcja, której, jak Rolling Stonesi, wciąż nie mogę znaleźć. Kiedy znajdę, pewnie zamknę kram pt. sztuka i będę sprzedawał haszysz na Atlantydzie.

Póki co sprzedaję płyty winylowe w Poznaniu - Mieście Doznań. Bawię się dobrze. Czasem coś nagram, ale naprawdę, jeśli nie dostanę zaproszenia do studia nagrań, 3 płyty które aktualnie finalizuję będą ostatnimi. Bo już nie warto. Swoje zrobiłem. Andele.

Friday, July 19, 2024

Andrzej Mikołajczak, Wojciech Korda, Czesław Niemen... i inni.

Andrzeja Mikołajczaka poznałem w 2010 roku, kiedy zaczynałem pracę nad moim debiutanckim albumem, "Second Hand Man" (Winyl/CD, 2011).

Andrzej pokazał mi jako pierwszy możliwości profesjonalnego studia nagrań. Choć z usług takowego skorzystałem właśnie tylko wtedy, i przy okazji nagrań z KakofoNIKT w 2017 roku.

Wolę domowe otoczenie.

Ale nie o studiach nagrań tutaj, a trochę o domowym nagrywaniu muzyki jeszcze będzie.

Jako nastolatek czytałem książkę Azerrada o Kurcie Cobainie i z niej dowiedziałem się o jego fascynacji The Beatles. Amerykanin urodzony kiedy wyszedł Sgt. Pepper zafascynowany dość nudnymi brytyjczykami. Ciekawa historia.

Każdy jednak jest w kogoś wpatrzony. Można powiedzieć, że na własną rękę wpatrzony byłem właśnie w Cobaina (urodziłem się 4 lata przed wydaniem "Bleach").

Wcześniej jednak, o wiele wcześniej, moja kochana mama puszczała mi z winyla płyty Czesława Niemena. Pamiętam, że jako dziecku szczególnie podobało mi się "Enigmatic".

Dzięki Andrzejowi poznałem Wojtka Kordę, który śpiewał w Niebiesko-Czarnych, tam gdzie zaczynał też nasz, potocznie zwany, "Czesiu".

Wojtek Korda okazał się nie tylko prawdziwą legendą rock'n'rolla, ale też niezwykle przyziemnym i sympatycznym człowiekiem, który jako pierwszy grał Hendrixa za Żelazną Kurtyną. Przekazał mi sporo wiedzy na temat magicznych lat 60-tych, porównał też mój songwriting do Zappy, Dylana, i Donovana, czym bardzo ułatwił mi "start w branży" - start o tyle zabawny, że nie w smak mi było gwiazdorzenie, i uciekłem w 2 lata po wydaniu debiutu do sypialni, by nagrywać tam co chcę, kiedy chcę, i w przysłowiowej dupie mieć recenzentów.

Albo to, albo Wojtek przeceniał mój talent. Ale w końcu taka legenda wie co mówi, a 4 lata później moją grę na gitarze skomplementował Chris Karrer i John Weinzierl.

Coś w tym więc musiało być, ale to już mam do siebie, że wszystkie moje płyty przepadają. Może dlatego, że mam niewielu (żywych) przyjaciół...

W każdym razie, do Czesia wracając, i Andrzej i Wojtek opowiadali mi o Niemenie. Stworzył się z tego portret człowieka, którego jako szczere dziecko odebrałem z płyty "Enigmatic", "Dziwny Jest Ten Świat" i "Sukces". Innymi słowy, Czesiu mnie nie zawiódł - często osoby, w które jesteśmy wpatrzeni, przy bliższym poznaniu okazują się dupkami. Z Czesiem na pewno by tak nie było. Równy gość, i ogromny talent. Nie miałem okazji go poznać, byłem za młody i za głupi.

Niech mu będzie dobrze, gdziekolwiek teraz "odkrywa nowe galaktyki".

Trudno kontynuować tradycję "gwiazd rocka" - ale, powiem szczerze, ani Andrzeja, ani Wojtka, nie odebrałem jako "gwiazd". Normalni goście z poczuciem humoru i miłością do sztuki.
Co tu więc kontynuować? No tak, dla kasy, to można wyolbrzymić i wyśmiać rock'n'roll (punk, gotyk), albo mu zaprzeczyć (avant rock, noise) - ale to i tak będzie "rock". Pokazać dupę (było), wypróżnić się na scenie (było), zrobić z siebie medialnego clowna (było)... A nie dla kasy?

Nie dla kasy, to mogę sobie na telefon nagrać "Płonącą Stodołę", jak Cobain "And I Love Her" i dbać o kontynuację ducha. Oczywiście Cobain nagrał na kasetę, ale ja nagrywanie na kasety też już mam za sobą. Łatwiej włączyć dyktafon. Nie słuchajcie mojej ogniskowo-punkowej wersji, jeśli Niemen jest waszym bogiem i niedoścignionym idolem - tu nie chodzi o "x factor" wokalu, pojedynki, wykony, Michała Szpaka, i inne gówna. Tu chodzi o ducha. Może kiedyś nagram "Stodołę" porządnie, kto wie, marzy mi się aranż na Mooga i orkiestrę. Ale najpierw czekam na 100.000PLN i zaproszenie do studia. Mam masę własnych piosenek i sporo wydanych płyt. Tych możecie słuchać spokojnie. Tylko po co, nie? Lepsza Sanah. Andele.


Wednesday, July 17, 2024

"Epigones Traum"

"Epigones Traum" to mój najnowszy album. Ostatnio udało mi się dorwać CODE III - "PLANET OF MAN" na winylu, co bardzo mocno zainspirowało nowe nagrania. Znalazło się nawet miejsce na moją interpretację jednego z tematów z tej płyty, a jeden z moich własnych utworów zatytułowałem "Planet of Man".

Interesują mnie w tej chwili bardzo "obscure" wibracje, a także rejestrowanie prostych nagrań demo na telefonie. Dostrzegam pewną prawidłowość - moje pierwsze nagrania z 1998 roku były rejestrowane na kasecie. Teraz, z postępem techniki, miejsce magnetofonu zajął telefon, ale nagrania są tak samo szczere, surowe, i wadliwe jak ich starsi o 26 lat kuzyni.

Wciąż nie udało mi się zdigitalizować WSZYSTKIEGO ze starych kaset, ale w sumie nie ma takiej potrzeby. Nagrania zostały potem wplecione w nowe konteksty, lepsze wykonania, i lepszą jakość techniczną, więc to, co w tej chwili jest dostępne musi wystarczyć.

A nowy album? Cóż. Marzenie, albo sen, epigona. Wszyscy jesteśmy epigonami. Myślisz, że robisz coś nowego? Pewnie dlatego, że Twoje osłuchanie i oczytanie pozostawia wiele do życzenia. Z drugiej strony łatwo wpaść w akademicką pułapkę i nie robić nic, bo przecież był Chopin i Bach.

Ja staram się coś robić codziennie, więc "Epigones Traum" to swego rodzaju kosmiczny notatnik. Nie jest to moja najlepsza płyta, ale jeśli dopiero odkrywacie moją sztukę, to nie będzie wielkim błędem zapoznanie się z nią jako pierwszą. Bardzo dziękuję za wsparcie tym, którzy kupują płyty. Pewnie niebawem pojawią się nowsze nagrania, i znów zaświeci słońce.