Featured Post

People C’mon, Wherever You May Roam

C’mon people, people c’mon Walk with me together Into things unknown Into tribal sunrise hanging high above Valleys of your wisdom Mountains...

Friday, July 19, 2024

Andrzej Mikołajczak, Wojciech Korda, Czesław Niemen... i inni.

Andrzeja Mikołajczaka poznałem w 2010 roku, kiedy zaczynałem pracę nad moim debiutanckim albumem, "Second Hand Man" (Winyl/CD, 2011).

Andrzej pokazał mi jako pierwszy możliwości profesjonalnego studia nagrań. Choć z usług takowego skorzystałem właśnie tylko wtedy, i przy okazji nagrań z KakofoNIKT w 2017 roku.

Wolę domowe otoczenie.

Ale nie o studiach nagrań tutaj, a trochę o domowym nagrywaniu muzyki jeszcze będzie.

Jako nastolatek czytałem książkę Azerrada o Kurcie Cobainie i z niej dowiedziałem się o jego fascynacji The Beatles. Amerykanin urodzony kiedy wyszedł Sgt. Pepper zafascynowany dość nudnymi brytyjczykami. Ciekawa historia.

Każdy jednak jest w kogoś wpatrzony. Można powiedzieć, że na własną rękę wpatrzony byłem właśnie w Cobaina (urodziłem się 4 lata przed wydaniem "Bleach").

Wcześniej jednak, o wiele wcześniej, moja kochana mama puszczała mi z winyla płyty Czesława Niemena. Pamiętam, że jako dziecku szczególnie podobało mi się "Enigmatic".

Dzięki Andrzejowi poznałem Wojtka Kordę, który śpiewał w Niebiesko-Czarnych, tam gdzie zaczynał też nasz, potocznie zwany, "Czesiu".

Wojtek Korda okazał się nie tylko prawdziwą legendą rock'n'rolla, ale też niezwykle przyziemnym i sympatycznym człowiekiem, który jako pierwszy grał Hendrixa za Żelazną Kurtyną. Przekazał mi sporo wiedzy na temat magicznych lat 60-tych, porównał też mój songwriting do Zappy, Dylana, i Donovana, czym bardzo ułatwił mi "start w branży" - start o tyle zabawny, że nie w smak mi było gwiazdorzenie, i uciekłem w 2 lata po wydaniu debiutu do sypialni, by nagrywać tam co chcę, kiedy chcę, i w przysłowiowej dupie mieć recenzentów.

Albo to, albo Wojtek przeceniał mój talent. Ale w końcu taka legenda wie co mówi, a 4 lata później moją grę na gitarze skomplementował Chris Karrer i John Weinzierl.

Coś w tym więc musiało być, ale to już mam do siebie, że wszystkie moje płyty przepadają. Może dlatego, że mam niewielu (żywych) przyjaciół...

W każdym razie, do Czesia wracając, i Andrzej i Wojtek opowiadali mi o Niemenie. Stworzył się z tego portret człowieka, którego jako szczere dziecko odebrałem z płyty "Enigmatic", "Dziwny Jest Ten Świat" i "Sukces". Innymi słowy, Czesiu mnie nie zawiódł - często osoby, w które jesteśmy wpatrzeni, przy bliższym poznaniu okazują się dupkami. Z Czesiem na pewno by tak nie było. Równy gość, i ogromny talent. Nie miałem okazji go poznać, byłem za młody i za głupi.

Niech mu będzie dobrze, gdziekolwiek teraz "odkrywa nowe galaktyki".

Trudno kontynuować tradycję "gwiazd rocka" - ale, powiem szczerze, ani Andrzeja, ani Wojtka, nie odebrałem jako "gwiazd". Normalni goście z poczuciem humoru i miłością do sztuki.
Co tu więc kontynuować? No tak, dla kasy, to można wyolbrzymić i wyśmiać rock'n'roll (punk, gotyk), albo mu zaprzeczyć (avant rock, noise) - ale to i tak będzie "rock". Pokazać dupę (było), wypróżnić się na scenie (było), zrobić z siebie medialnego clowna (było)... A nie dla kasy?

Nie dla kasy, to mogę sobie na telefon nagrać "Płonącą Stodołę", jak Cobain "And I Love Her" i dbać o kontynuację ducha. Oczywiście Cobain nagrał na kasetę, ale ja nagrywanie na kasety też już mam za sobą. Łatwiej włączyć dyktafon. Nie słuchajcie mojej ogniskowo-punkowej wersji, jeśli Niemen jest waszym bogiem i niedoścignionym idolem - tu nie chodzi o "x factor" wokalu, pojedynki, wykony, Michała Szpaka, i inne gówna. Tu chodzi o ducha. Może kiedyś nagram "Stodołę" porządnie, kto wie, marzy mi się aranż na Mooga i orkiestrę. Ale najpierw czekam na 100.000PLN i zaproszenie do studia. Mam masę własnych piosenek i sporo wydanych płyt. Tych możecie słuchać spokojnie. Tylko po co, nie? Lepsza Sanah. Andele.


No comments:

Post a Comment