Featured Post

People C’mon, Wherever You May Roam

C’mon people, people c’mon Walk with me together Into things unknown Into tribal sunrise hanging high above Valleys of your wisdom Mountains...

Monday, August 5, 2024

"Dziewczyna z kasetą Kyuss" (2024).

Pachnie jak w każdym polskim domu
Obudziłem się nad ranem
Ona jechała pociągiem
Włączyła kasetę Kyuss
Powiedziała: Mam ją od 30 lat.
Zaraz, przecież nie masz jeszcze 20.
Logika kurtyny zamknęła pięść
I pieśń pustyni zgasiła pociąg
Może był to zresztą autobus
Albo samolot
Gdziekolwiek można słuchać kasety Kyuss
Zdecydowanie jednak nie lokalny tramwaj
Było tam więcej ludzi
Ludzi-duchów
Czekających za kurtyną
Trochę martwych, trochę żywych, odmienionych w każdym razie
Serdeczniejszych
Pustszych
I cichszych
Ktoś z nich zadzwonił do mnie i powiedział
Wynajmij muzyków sesyjnych
Obudziłem się w przeświadczeniu, że to dobry pomysł
Pięść znów otworzyła się w kwiat
Rozjebany kwiat lotosu
I nagle pociąg stanął
Anioły uwolniły torowisko
Kyuss bębniło, a ona założyła skarpetki
Nie zdałem sobie wcześniej sprawy
Że żadne z nas tutaj nie miało butów
I w zasadzie chyba byliśmy nadzy
Ale nie miewam erotycznych snów
Chyba, że o kosmitkach
Zapomniany singiel z Barbarellą i Pin-Up Club
Zachęcająco migał w oknie
Obudziłem się
Ze snu w sen, jak pisał Poe
Z wiersza w wiersz
Z grafomanii w ciszę
Ostatni przystanek do ciszy
Wyłącz tą cholerną kasetę

Thursday, August 1, 2024

“Bo my, artyści, mamy kicia wyjebane” (2015)

***

Ktoś powiedział mi parę żyć temu
„twoje wiersze są o niczym”
a o czym miałyby być?
co tak szczególnego się dzieje?
kto tak szczególny się rodzi?
jaki temat nie schodzi
z bladego ekranu gazet i TV?
jeżeli dla kogoś „o niczym”
oznacza już „puls istnienia”, to dziękuję za komplement.

***

Z drugiej strony, pozdrawiają serdecznie
ocalone dłonie koneserów
rzucone wcześniej w bop
i czarno-białe filmy, teraz zapuszczają brody
i święcą się na proroków
beatu
świętych kanonicznych
aptek
tak, to modne w tym sezonie – polecają się
żurnale i ulotki zostawiane
pod drzwiami, wsuwane pod próg religijne uniesienia, dostarczane cyfrowo flesze
z drugiej strony, tak, z drugiej strony, pozdrawiają serdecznie odmłodzone monstra, przyklejone do warg gąbczaste kreatury, apostołowie bezrobotnych
pokoleń
kto zje z nami?
przepraszamy,
to nie nasza stylizacja
a, i Jezus opuścił budynek.

***

Z Krakowian czyta tylko
Sztaudyngera?
Trafiło ci się, kicia,
na frajera!

***

Izolować
Inwigilować
Wprowadzać
Wyprowadzać
Z biegiem lat nauczycie się tego i paru innych, najpotrzebniejszych rzeczy.
Siedząca praca to straszna męczarnia w upalne dni.
Figura wojskowa podtrzymuje niebiosa.
Ekspert stwierdza – dobry rocznik, zaprawdę smakowite.
Musisz go poznać, by nie zginąć w tej branży.
Biurokracja obrzezania.
Kandytat na snajpera otwiera okno z hukiem – oj,źle – niedobrze, niedobrze…
Ludzie są wyznacznikiem regionu, pamiętaj:
Inwigilować.
Myśl jest jak mleko dolane do kawy. A ty jesteś kawą.
Nie poznasz się na ulicy, łuczniku.
Brukowce nic ci nie powiedzą:
„obywatel K. został zamordowany wczoraj wieczorem w wyjątkowo brutalny sposób. Otóż sprawcy…”
„pani E. urodziła szóste dziecko i ma się dobrze…”
Spaliłeś zdjęcia?
Daj mi popioły, natychmiast – białą kliszę i coś do popicia.
Spóźniłem się na tramwaj

***

Jest druga
wypaliłem już wszystkie skręty
ślad nie został po koktajlowym zespole
w głośnikach wciąż pada deszcz
i kojot drży na wietrze
zupełnie jak w japońskiej
powieści
jemy winogrona, tańczymy w piasku
piszemy papierowe listy
i nic nie jest japońskie
winyl trzeszczy, to prawie jak
kominek
i wino się nigdy nie kończy
zaśpiewamy jeszcze kilka niemieckich piosenek
zadzwonię do wydawcy
zerżnę cię dwa razy
zapalę papierosa
a potem pójdziemy na tacos

*** (Peace go with you, Gil Scott-Heron)

Spóźniłem się na pociąg – towarowy odjeżdżał o drugiej – zabrał mnie na peryferie stert gołębi – zimnych, stalowych, spadały z nieba – obce gramatyki wlewały się uchem ścian i kaloryferów – nasłuchując oznak życia wśród resztek kłamstw i rezolucji, oddechu getta wśród klinicznie mankamentnych obietnic
białasa na księżycu, pluskiew w Białym Domu, tajemnych języków arabskiej muzyki
z pokoju obok.

Nowy biały poeta, poprawił płaszcz, przeszedł się nową czarną ulicą, i buty stały się białe, wódka czerstwa, chleb jutrzejszy – szron etykiety i kleru.
W twarzy zobaczył zero, a w lustrze swoje marne kochanki, których nawet wspomnienie sprowadza Deszcz.
Postawił kropkę znów nietamgdzietrzeba, odwodnił wątrobę i przespał się z popielniczką na łóżku wodnym Diany.
Nowy Czarny Poeta milczał dość długo.
Mam nadzieję, że mi uda się pomilczeć
nieco dłużej.

Z góry dziękuję,
Adam Jan Kaufmann