Our hero is a Foreigner everywhere he goes. His freewheeling spirit is hungry, and his halo is of rainbows. He wakes up one day in THE LAND OF ETERNAL TWILIGHT, surprised by the company of women and angels. They call his name through the void, and he gets inspired to call back. One of the women approaches him. She drops a whirlwind veil off of her eyes and lets the foreigner see. The land looks like home. The woman seems friendly. The weather is fine, and the wine tastes spectacular. But after a few sips, the foreigner gets angry at the woman, because she's too much honey for his harsh tastes, and she couldn't replace his idealistic love from the outside of the Eternal Twilight. So, he exclaims BUT YOU'RE NOT HER, AND NEVER WILL BE! And she vanishes complete with the realization. The rest of the vision spirals into oblivion. Yes, the foreigner is a Rebel. THE RAINBOW FOREIGNER / REBEL OF UTOPIA. He has seen through the absolute reality, and the initiate's shock of death and birth. He now rebels against everything the Eternal Twilight stands for, he no longer wants himself a part of this land, but cannot flee it, through birth, death, sex, or sleep. So, he begins to wander in the CREATION OF THE TWILIGHT, a place where creatures like ones that welcomed him here are perceived enemy of the night, and creatures like him are welcome. In the creation, only darkness, and a dim candle of the double moons shines a path through the primal wilderness. There is a chance to escape, and more wine seems to be the solution. So, our hero falls asleep surrounded by visions of Al-Ghoul. They are demonic, but friendly, not honey friendly, and offer a way out of the waste with a single handshake. Our hero awakes again. It is his first awakening outside of Eternal Twilight. He wakes up and finds some LIEBFRAUMILCH IN THE MORNING. It is peace, it is earthly wine, it is wine and peace he got accustomed to. Still a foreigner, but free from the world of twilight, from the endless re-awakenings in a dreammare. He finds a tower and a set of stairs leading to the mountains on the horizon, the MOUNTAINS OF MADNESS, mountains of his madness. He starts to climb the tower, bold in plastic colors. Soon he finds ancient Mayan cities, full of growth, fruit, and cheer, before the jungle ruin took over the pastel dream. He climbs on and on through the stairs, and the mountains turn out to be pyramids. The hero understands he has gone BEHIND THE VEIL OF ATLANTIS. There are no guards, no seraphs, no horses, no visions. There is pure universal bliss, and bliss alone. Our traveler sits on top of one of the pyramids and starts contemplating the morning. The morning is cloudless, yet violet, violent, but serene. It is home. Our hero understands he is also THE CIPKONAUT, for he has gone beyond the valleys of sex and law. Desire is fruitless, so is compassion. They are rendered obsolete by pure space, shining above the foreigner like a curse. He has been chosen to carry the message and be the message. Carrying messages is easy, he thought to himself. But being the message can get you into trouble. He thinks of all the women and forsakes them. He then finds an ancient scripture in the wooden waste of flags, in harsh concrete it says OMNI. Four letters of wisdom to be found only on top of the Universe. But what do they mean? But is it the top of the Universe? Or another illusion of mind back from the Eternal Twilight? He is unsure. So the paradise vanishes. The paradise is always lost. Only the MEADOWPIPER sings, and our hero awakes again. He did not realize he was dreaming, the meadow is calm and there is no trace left of the whole journey. Pain and joy, love and laughter, tears, and death, and birth are rendered obsolete. Eden is bare. Space is indifferent. Who once rebeled against Utopia will forever be banished, waving the flag of Rainbows, being a Foreigner everywhere he goes.
Music for electric guitar, bass guitar, synthesizer, percussion, and drum machine.
Improvised and recorded by Adam Majdecki-Janicki.
Album artwork: Rainbows from Scheuchzer's Physica Sacra (1731)
Inspired by Amon Düül, Popol Vuh, Achim Reichel, Tangerine Dream, Yuri Morozov, Angus MacLise.
- Bio
- Discography
- Lyrics
- Bandcamp
- "Adam Majdecki-Janicki" White Vinyl (Herby Records, 2023).
- "Stoned Gypsy Wanderer" Vinyl
- Säure Adler Vinyl
- "Transmitter" CD
- "Bard's Woman in the Cool of the Summer Breeze" CD
- A.J. Kaufmann on Swamp Records
- First Brain
- Soundcloud
- The Stoned Gypsy Wanderer – An Interview with A.J. Kaufmann
- A.J. Kaufmann Interview by Dave Bixby
- A Conversation With Polish Psychedelic Rocker A.J. Kaufmann
- Adam Jan Kaufmann: niewysławialny element
- Adam Majdecki-Janicki – Lubię bardzo piosenki i dlatego sam je piszę
- A chat with bill bissett for It's Psych Baby.
- A chat with Maurizio Bianchi for It's Psych Baby.
- Sauer Adler
Featured Post
People C’mon, Wherever You May Roam
C’mon people, people c’mon Walk with me together Into things unknown Into tribal sunrise hanging high above Valleys of your wisdom Mountains...
Thursday, August 15, 2024
"The Rainbow Foreigner" (2019)
Monday, August 5, 2024
"Dziewczyna z kasetą Kyuss" (2024).
Pachnie jak w każdym polskim domu
Obudziłem się nad ranem
Ona jechała pociągiem
Włączyła kasetę Kyuss
Powiedziała: Mam ją od 30 lat.
Zaraz, przecież nie masz jeszcze 20.
Logika kurtyny zamknęła pięść
I pieśń pustyni zgasiła pociąg
Może był to zresztą autobus
Albo samolot
Gdziekolwiek można słuchać kasety Kyuss
Zdecydowanie jednak nie lokalny tramwaj
Było tam więcej ludzi
Ludzi-duchów
Czekających za kurtyną
Trochę martwych, trochę żywych, odmienionych w każdym razie
Serdeczniejszych
Pustszych
I cichszych
Ktoś z nich zadzwonił do mnie i powiedział
Wynajmij muzyków sesyjnych
Obudziłem się w przeświadczeniu, że to dobry pomysł
Pięść znów otworzyła się w kwiat
Rozjebany kwiat lotosu
I nagle pociąg stanął
Anioły uwolniły torowisko
Kyuss bębniło, a ona założyła skarpetki
Nie zdałem sobie wcześniej sprawy
Że żadne z nas tutaj nie miało butów
I w zasadzie chyba byliśmy nadzy
Ale nie miewam erotycznych snów
Chyba, że o kosmitkach
Zapomniany singiel z Barbarellą i Pin-Up Club
Zachęcająco migał w oknie
Obudziłem się
Ze snu w sen, jak pisał Poe
Z wiersza w wiersz
Z grafomanii w ciszę
Ostatni przystanek do ciszy
Wyłącz tą cholerną kasetę
Thursday, August 1, 2024
“Bo my, artyści, mamy kicia wyjebane” (2015)
***
Ktoś powiedział mi parę żyć temu
„twoje wiersze są o niczym”
a o czym miałyby być?
co tak szczególnego się dzieje?
kto tak szczególny się rodzi?
jaki temat nie schodzi
z bladego ekranu gazet i TV?
jeżeli dla kogoś „o niczym”
oznacza już „puls istnienia”, to dziękuję za komplement.
***
Z drugiej strony, pozdrawiają serdecznie
ocalone dłonie koneserów
rzucone wcześniej w bop
i czarno-białe filmy, teraz zapuszczają brody
i święcą się na proroków
beatu
świętych kanonicznych
aptek
tak, to modne w tym sezonie – polecają się
żurnale i ulotki zostawiane
pod drzwiami, wsuwane pod próg religijne uniesienia, dostarczane cyfrowo flesze
z drugiej strony, tak, z drugiej strony, pozdrawiają serdecznie odmłodzone monstra, przyklejone do warg gąbczaste kreatury, apostołowie bezrobotnych
pokoleń
kto zje z nami?
przepraszamy,
to nie nasza stylizacja
a, i Jezus opuścił budynek.
***
Z Krakowian czyta tylko
Sztaudyngera?
Trafiło ci się, kicia,
na frajera!
***
Izolować
Inwigilować
Wprowadzać
Wyprowadzać
Z biegiem lat nauczycie się tego i paru innych, najpotrzebniejszych rzeczy.
Siedząca praca to straszna męczarnia w upalne dni.
Figura wojskowa podtrzymuje niebiosa.
Ekspert stwierdza – dobry rocznik, zaprawdę smakowite.
Musisz go poznać, by nie zginąć w tej branży.
Biurokracja obrzezania.
Kandytat na snajpera otwiera okno z hukiem – oj,źle – niedobrze, niedobrze…
Ludzie są wyznacznikiem regionu, pamiętaj:
Inwigilować.
Myśl jest jak mleko dolane do kawy. A ty jesteś kawą.
Nie poznasz się na ulicy, łuczniku.
Brukowce nic ci nie powiedzą:
„obywatel K. został zamordowany wczoraj wieczorem w wyjątkowo brutalny sposób. Otóż sprawcy…”
„pani E. urodziła szóste dziecko i ma się dobrze…”
Spaliłeś zdjęcia?
Daj mi popioły, natychmiast – białą kliszę i coś do popicia.
Spóźniłem się na tramwaj
***
Jest druga
wypaliłem już wszystkie skręty
ślad nie został po koktajlowym zespole
w głośnikach wciąż pada deszcz
i kojot drży na wietrze
zupełnie jak w japońskiej
powieści
jemy winogrona, tańczymy w piasku
piszemy papierowe listy
i nic nie jest japońskie
winyl trzeszczy, to prawie jak
kominek
i wino się nigdy nie kończy
zaśpiewamy jeszcze kilka niemieckich piosenek
zadzwonię do wydawcy
zerżnę cię dwa razy
zapalę papierosa
a potem pójdziemy na tacos
*** (Peace go with you, Gil Scott-Heron)
Spóźniłem się na pociąg – towarowy odjeżdżał o drugiej – zabrał mnie na peryferie stert gołębi – zimnych, stalowych, spadały z nieba – obce gramatyki wlewały się uchem ścian i kaloryferów – nasłuchując oznak życia wśród resztek kłamstw i rezolucji, oddechu getta wśród klinicznie mankamentnych obietnic
białasa na księżycu, pluskiew w Białym Domu, tajemnych języków arabskiej muzyki
z pokoju obok.
Nowy biały poeta, poprawił płaszcz, przeszedł się nową czarną ulicą, i buty stały się białe, wódka czerstwa, chleb jutrzejszy – szron etykiety i kleru.
W twarzy zobaczył zero, a w lustrze swoje marne kochanki, których nawet wspomnienie sprowadza Deszcz.
Postawił kropkę znów nietamgdzietrzeba, odwodnił wątrobę i przespał się z popielniczką na łóżku wodnym Diany.
Nowy Czarny Poeta milczał dość długo.
Mam nadzieję, że mi uda się pomilczeć
nieco dłużej.
Z góry dziękuję,
Adam Jan Kaufmann